Kenzi jest moim drugim psem, ale
pierwszym w tzw. dorosłym życiu.
Dopóki nie zamieszkała w moim
mieszkaniu, nie zdawałam sobie sprawy jak wielka jest psia społeczność na
naszym blokowisku.
Co za tym idzie, zaczęłam zwracać
uwagę na rzeczy, które do tej pory działy się gdzieś obok mnie.
Wędrując po osiedlowych alejkach i pobliskich skwerach nie
spodziewałam spotkać się tak wielkiej ilości psiej obecności.
Jedną z alejek, dobrze osłoniętą
drzewami z obu stron, ochrzciłam mianem „Alei Kupnej”, gdyż może się ona
pochwalić, nie spotykanym w innych częściach spacerowych tras, mało
zachęcającym do oglądania zbiorem.
Zastanawiając się nad tym,
jednocześnie uważając by nie zabrać na bucie jakiejś „pamiątki”, doszłam do następujących
spostrzeżeń.
Po pierwsze: Kultura – niestety,
nasze społeczeństwo nie jest nauczone dbania o własną przestrzeń życiową.
Posprzątanie po swoim pupilu nie zajmuje, ani dużo czasu, ani energii.
Wystarczą tylko chęci.
Zresztą o wiele przyjemniejszy
byłby spacer bez uważania na każdy krok.
Po drugie: Zarządzający – nie dostrzegają problemu lub
nie chcą go dostrzec.
Nie każę władzą miejskim, czy
spółdzielni mieszkaniowej wydawać właścicielom psów woreczków na kupy.
Wystarczy większa ilość koszy.
Nie wiem czy jest tak u was, ale ja
musze czasem przejść naprawdę długi odcinek drogi, by dostrzec do najbliższego
kosza, by pozbyć się pakunku.
Mała liczba koszy może po prostu
zniechęcać właścicieli przed sprzątaniem po podopiecznych.
Po trzecie: Koło się zamyka – dwa
tygodnie temu wybrałam się z Kenzi na spacer, zobaczyć odremontowane kąpielisko
miejskie. W całym kompleksie znajduje się nie tylko basem, ale i miejsce np. do ćwiczeń na
powietrzu, wypoczynku pod chmurką, czy wypicia czegoś pod parasolami.
Niestety, już z daleka widać było
tabliczkę informującą o zakazie wprowadzenia zwierząt.
Przed wejściem znajdował się duży
trawnik, na nim para rozłożona na kocu z buldogiem.
Pewnie administracja kąpieliska
postanowiła, o nie wpuszczaniu zwierząt ze względu na plagę kup w każdej części
miasta.
A wystarczyłoby kilka koszy czy
oddzielna strefa dla mieszkańców z psami.
Nie potrzeba wiele. Trochę chęci oraz zrozumienia po stronie jednych i
drugich.
piękne zdjęcia robisz, a co do kup to ja do niektórych parków już nie uczęszczam i to nie z powodu psich kup, a iestety ludzkich :(
OdpowiedzUsuńNiedawno pisałam o tym u siebie :-P
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy, Asia i Bona
http://piesoswiat.blogspot.com/
U nas jest jedno miejsce, które nazywam wychodkiem. Zboczysz tam ze ścieżki w bok i masz gwarantowane, że wdepniesz w kupę.
OdpowiedzUsuń